„The Other Side of the Wind” to ostatni film Orsona Wellesa. Do tej pory pozostawał nieukończony. Teraz – blisko 60 lat po tym, gdy narodził się pomysł – trafia na ekrany większe i mniejsze. Bob Murawski, Peter Bogdanovich i Beatrice Welles (córka reżysera) z ponad 100 godzin nagranego materiału stworzyli ponad dwugodzinny film.
Pomysł na historię zrodził się w 1962 roku. Początkowo film miał nosić tytuł „Sacred Beasts”. Welles zarzekał się, że zdjęcia będą gotowe w 8 tygodni – tyle, ile trwa akcja – ale słowa nie dotrzymał. Praca na planie trwała blisko 10 lat.
Gdy w 1975 roku Welles odbierał Oscara za całokształt, liczył, że nagroda na nowo rozbudzi zainteresowanie jego twórczością i znajdą się chętni, by sfinansować ukończenie filmu. Tak się jednak nie stało. Zgłosiło się wprawdzie kilku chętnych „inwestorów”, ale wszystkich odstraszył podobno mroczny klimat wellesowskiej wizji…
„The Other Side of the Wind” to film o filmie, o kinie, o reżyserze. Bardzo autotematyczny i autoironiczny. Początkowo Welles miał grać główną rolę. Zdecydował się jednak odstąpić ją Johnowi Hustonowi. Wielki reżyser u wielkiego reżysera gra wielkiego reżysera…
Peter Bradschaw z „The Guardian” napisał, że „The Other Side of the Wind” to „huragan gniewu i dowcipu”. Widzowie w opiniach mocno podzieleni. Warto się sprawdzić.